8.01.10 o cierpliwości!

Pojechałam Marszrutką do Tbilisi. Pierwsza marszrutkowa lekcja: Siadać jak najbliżej wyjścia. Marszrutki są prawie zawsze pełne. Na przejściu pojawiają się dodatkowe rozkładane siedziska, więc jeśli zajmie się miejsce z tyłu to połowa pasażerów musi wysiąść, aby Cię przepuścić. Babuszki wytaczają się z dziesiątkami torebków…niezłe zamieszanie
Co jeszcze o marszrutkach? Ludki łapią marszrutki praktycznie wszędzie – na światłach, na pasach, 50m od przystanku itp. W związku z tym wskazane byłoby żeby na szerokich 2-3 pasmowych drogach kierowcy trzymali się prawej strony, a oni nie! Pędzą środkowym pasem jak szaleni, by znienacka wykonać zaskakujący manewr zmiany pasa i szybko zahamować. Trudno pojąć. Nie wspominając o tym, że często siedzi się wciśniętym w szybę, a samochody mijają marszrutę 10cm od niej. Niepotrzebne wyprzedzanie to hobby większości kierowców.

Co tam marszrutka! Widziałam autobusy, którym brakowało drzwi, to dopiero musi być przygoda! J



Kupiłam 2 kartki pocztowe i małą mapkę Tbilisi- 9 lari! Kolejna lekcja: Gdziekolwiek widzisz angielski napis bądź czujny. Ceny na pewną są turystyczne. Przepłacisz na bank.
I uwaga na Aleję Szota Rustaweliego, tu też zapłacisz ekstra. Lepiej zboczyć w jakąś mniej turystyczną uliczkę…ale te rady to raczej nie jest nowość dla wprawionych podróżników.

Wszędzie bidaki, żebrujące Babuszki i dziadki. Niby nic wielkiego, bo przecież w każdej stolicy są żebracy. Ci jednak są specyficzni. Nie podchodzą, nie jęczą, nie wystawiają kikutów, nie proszą „na leki”, „ na bilet” „ na chleb”, tylko …nic nie mówią. Dziadek po wylewie, trzęsie się, trzyma kapelusz na darki i nie mówi nic. Babuszki pochylona nad ikoną świętych stoi z trudnością i milczy. Dzieciak 5-6 lat leży cicho zwinięty w kocyk na chodniku…
Honorowi żebracy.

Ludki na ulicy (nie wliczając tych za kółkiem) jakieś takie spokojniejsze niż w Europie. Nie kłócą się, nie dyskutują głośno, nie gestykulują. Skromni, spokojni, wyciszeni. Jak widać jakąś paniusię w Czerwonym płaszczu i białych kozakach gadającą głośno przez telefon to nie trzeba podchodzić i tak wiadomo, że Rosjanka. Bardzo dużo Rosjan. Byłam dziś na bazarze, gdzie większość sprzedawców to byli Rosjanie. Dużo z nich sprzedawało bardzo ciekawe rzeczy: rosyjskie wojskowe mundury, czapki, odznaki, obrazy i zdjęcia Stalina i Lenina oraz książki na ich temat. Gruzini mieli sporo bawolich rogów ( do picia wina), tradycyjne czapy włochate i inne nakrycia głowy, noże, sztylety, biżuterię. Dużo tez artystów, malarzy, rzeźbiarzy sprzedających obrazy, ceramikę i różnego rękodzieła. Niektóre wyroby były naprawdę wyjątkowe.

Zajrzałam do Kościoła Kaszweli, blisko Galerii Narodowej przy alei Szota Rustawelego. Projekt świątyni tradycyjny, charakterystyczny dla gruzińskich kościołów. Kopuła na środku, budynek na planie kwadratu, brak podziału na nawy. Ściany białe, malowidła tylko we wnęce za ikonostasem. Przysiadłam na chwilę z boku. Całkiem ciepło i przytulnie. Może dzięki tym świeczkom, które ludzie zapalają przed ikonami. Zapach kadzideł. Dużo ludzi: wchodzą, znak krzyża ( inny niż nasze przeżegnanie, do prawej nie lewej- sprawdzić) , wychodzą. Ponadto rozmawiają, debatują, a babuszki ( prawdopodobnie opiekują się świątynią ) czyszczą wosk kapiący z dziesiątek świeczek palących się bez przerwy.

Kafejka internetowa i szukanie kontaktów w Tbilisi i Rustawi. Wygląda na to, że nie będę miała póki co zbyt dużo zajęć w Youth Centre, bo czas jest świąteczno- urlopowy. Trzeba więc znaleźć towarzystwo do odkrywania uroków Gruzji.


Po powrocie z Tbilisi..
Wymyśliłam gotowanie zupy. Rosół/pomidorowa…eeee nic prostszego!

Tylko gdzie te Babuszki mają pietruszkę, seler…z pietruszki mają tylko liście. Co robią z korzeniami?!
Liści laurowych, ziela angielskiego, kucharka/warzywka też ni budziet.
A śmietana tylko 25-tka…

Zupa jaka wyszła… można się domyśleć.


O cierpliwości!!!
Tylko spokój nas uratuje, gdy zamek w drzwiach nie chce drgnąć i trzeba drzwiami szarpać jak rabuś, gdy woda w zlewie nie spływa, gdy z prysznica leci wrzątek lub lodowata woda, gdy papier nie chce utonąć w muszli klozetowej, gdy na klatce po ciemku próbujesz zlokalizować swoje lokum, gdy marszrutkarz, babka z warzywniaka i reszta biznesmenów nie mają wydać reszty…lekcja pokory.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz