20.01.10 Mobilnyj teliefon nie rabotajet...

Zepsuł mi się telefon. W takich chwilach człowiek uzmysławia sobie jak jest zależny od tego małego, nędznego narzędzia.

Łażę wiec i szukam jakiegoś speca. Jakiś dobry człowieczek wskazał mi miejsce napraw telefonów. Dobrze, że Gruzini to tacy gadżeciarze. Blisko im pod tym względem do Rosjan i Ukraińców: telefony, samochody, złote łańcuchy, zegarki, pierścienie…ponadto wszystko da się „załatwić”. W Anglii pewnie by mnie odesłali: "It’s time to change the mobile dear lady”, ale tutaj, gdzie tam! Cały dzień będzie szpec dłubał, ale naprawi! Od razu mu zresztą mówię: „nowyja bateryjka nada”, ale szpec sprawdza, kombinuje, przykłada druciki. Po jakiejś godzinie chyba zaczyna powątpiewać w swoje możliwości, mówi więc żebym przyszła po godzinie. Ok. Przychodzę za godzinę, stwierdza dumnie : „nowyja bateryjka nada”. No tak. Brzmi groźnie, w Polsce wymiana bateryjki do mojego 3-latka kosztuje tyle co cały telefon. Skolko budziet? 10lari – 17zł. Oooo, haraszo! Ale bateryjka będzie o 17.00. „ załatwi się”.
Ok. Przychodzę o 17.00. „Bateryjka budzie za 1 czasow” , no tak, gruzińska 17.00. Ok, przyłażę bateryjka jest, co prawda nie nowa, bo bez opakowania, ale telefon działa, sukces:)
Załatwi się? Pewnie, że się załatwi…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz