6.01.10 codzienność

Po pierwszej biesiadzie…. dzban wina trzeba było wypić, chyba ze 2 litry…i placków, mięsiwa grilowanego, sałatek , bakłażanów, chaciapuri, oooo też nie podarowali. To wszystko przypominało raczej wesele niż wypad na obiad i drinka, były wymiany talerzyków, donoszenie potraw, zespół grający gruziński folkor na żywo, ogromna sala, zastawa składała się z serii sztućców i kieliszków . Nic nie mówię już o tym, że kilka godzin wcześniej byliśmy na obiedzie i były sałatki, pieczone ziemniaki, chaciapuri i nawet przepiórki! Rozpusta.


Ach Gruzini! Te czarne oczy, które są ciepłe, życzliwe i jednocześnie intrygujące i halucynogenneJ . Gentelmani, wspaniali mówcy, oddani przyjaciele, słuchający, pomocni, męscy i kochani jednocześnie...a jak tańczą, jak śpiewają …ach.

Poszłam dziś po zakupy. Adin chlib, tri kolbasa, adin muka itp.:) Kupiłam kurę, zwykły sklep, a kura od gospodarza. Za szybką wyglądała kurica zachęcająco. Proszę: „adin kurica”, pokazuję paluchem tradycyjnie, a baba z skądś przynosi kurę obraną ładnie, ale z łbem i paluchami! No cóż biorę kuricę i niosę do domu, gosposia, kroję kuraka .. a tu w środku flaki, płuca, mazie różnego koloru, …nawet kupka byłaJ . Tyle razy na wsi się było, a kuraka nie umiem wypatroszyć! Przeglądam te organy…czy to żołądek, czy wątroba...co jadalne, coś odkrajam a tu żółta maź we mnie strzela! Oki, rezygnuję, odechciało mi się żołądeczków i serduszek, zostawiam wersję miejską kuricy.

Przy okazji zakupów zrobiłam sobie mały spacer, bo wczoraj przez te biesiadowanie tylko wożono mnie samochodem. Przyjrzałam się troszkę otoczeniu mojego mieszkanka. Normą jest brak okien na klatkach schodowych, tynk lecący na głowę, pajęczyny i tony kurzu, fruwające śmieci, błoto i przeraźliwie dziurawe drogi i chodniki.

Przejście przez ulicę to prawdziwe wyzwanie. Główna droga w Rustawi jest 2 pasmowa, więc jadą często 4 samochody jednocześnie. Pasów dla pieszych po prostu nie ma! Najgorsza jest chyba jednak zawrotna prędkość z jaką poruszają się niektóre pojazdy. Trzeba mieć dobre poczucie odległości i prędkości. Balansowanie na granicy życia i śmierci jak w amerykańskich filmach.

Jazda samochodem….chyba nawet w Afryce jest lepiej! W Egipcie przynajmniej nie ma tych na podwójnym gazie. Tutaj jazda po dzbanku wina to nic specjalnego. Pasy – po co?
Można też małym oplem jechać w 8 osób, kto nam zabroni?
. Marszrutki zatrzymujące się wszędzie, ludki przebiegające gdzie popadnie, ograniczeń prędkości właściwie nie ma, samochody, które u nas przeglądu w Czaplinku by nie przeszły…wszystko razem …niezły cyrk.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz