oswajanie smrodu

Szalony, intensywny tydzień.

Nowe miejsca: eleganckie i wytworne Batumi, potem Ozurgeti, chyba najbardziej nijakie miasto z tych, które widziałam w tym kraju, następnie Kutaisi, które zaskoczyło mnie pięknie wyremontowanym centrum przypominający miejscami miasto zachodnioeuropejskie, potem Tkibuli, heh, nie do opisania, miasto połozonie w przepięknym miejscu w górach, blisko pasma Racha, jednocześnie najbardziej brzydkie i przytłaczające miasto jakie przyszło mi do tej pory oglądać w Gruzji...wszędzie ślady świetności z czasów ZSRR jednakże dziś te: teatry, hotele, turbazy, kolejki linowe, monumenty...straszą swoim opłakanym stanem.



































































































Nowo poznani ludzie:

Sopo, babeczka poznana w pociągu, która po kilku minutach rozmowy zaprosiła mnie i Karolinę (koleżanka z Turcji, którą odbierałam w Batumi) na nocleg. Przez 1,5 dnia gościłysmy się jak księżniczki u przesympatycznej rodzinki batumskiej arystokracji. Wielki dom, kominek, 2 eleganckie wozy, garaże, obrazy potomków na ścianach...prawdziwi batumscy Caringtonowie, a przy tym życzliwi i ufni...




Ponadto wolontariusze: Bartek z Ozurgeti, sympatyczny i inteligentny młody człowiek, z którym po domasznym winie wznosiliśmy alternatywne toasty ( m.in. za mandarynki!) i żywiołowy Krzysiek z Tkibuli, z którym po domasznym winie...rozmawialiśmy na poważne tematy wiary i instytucji kościoła...
inne ciekawe postaci: energiczny przewodnik w muzeum Stalina ( Stalin wg niego był "człowiekiem swoich czasów"), wielu pomocnych ludków: marszrutkarzy, taksówkarzy, przechodniów...
















i oczywiście Karolina, z którą spędziłam bardzo fajnie ten tydzień. Znałyśmy się z treningu dla wolontariszy w Warszawie, intuicja co do tego, że możemy się bliżej zaprzyjaźnić nas nie zawiodła. Wspaniała osóbka.



Jak jej się podobała Gruzja...?

"pachnę Gruzją   - stwierdziła w ostatni dzień
(w domysle: śmierdzę jak mieszanka pijaka w marszrutce, starych mebli w barze, papierosów, niedomytych ludzi, spalin tbiliskich itd.................)
..................."bardzo bym chciała jeszcze tu wrócić" - dodała potem

tak jak każdemu, kto zobaczy "prawdziwą Gruzję", przejedzie się marszrutką, skorzysta z publicznej toalety, zobaczy nie tylko Tbilisi, Batumi, ale też np Tkibuli, Ozurgeti, budynki w ruinie, tony śmieci, wychudzone krowy łażące po ulicach, świnie łażące obok, bidne bezpańskie psiaki, każdy kto nie będzie w stanie wykąpać się normalanie przez tydzień...z jednej strony można mieć dość...

tak jak każdy, kto spotka się z gościnnością gruzińską, zobaczy gruziński krajobraz, oswoi budynki w rozsypce i wszechobecny bałagan, każdy kto spojrzy poza to, poczuje luz i przestrzeń...zatęski na pewno.


Tak też było z Karoliną, smród Gruziński oswojony, brawo!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz